Przejdź do głównej zawartości

Kilka słów o...skrzydłach



Myślę, że wielu z Was miało w życiu choć jedną podobną sytuację, do tej którą opisuję poniżej.

Oto ja unosząca się prawie nad ziemią z emocji, pełna radości, wiary i nadziei zaczynam opowiadać bliskiej mi osobie o tym, że właśnie wpadłam na genialny pomysł lub w końcu postanowiłam spełnić moje wielkie marzenie. I oto co słyszę w odpowiedzi:
- Ty chcesz to zrobić (i tu widzę wielkie oczy mojego rozmówcy);
- Daj spokój (właśnie machnięto na mnie ręką);
- Fajnie, fajnie, ale… (zrezygnowana mina daje mi do zrozumienia, że czeka mnie milion problemów);
- Zajmij się czymś pożytecznym (oto dowiedziałam się, że marnuję czas na głupoty).
I klasyk:
- Zejdź na ziemię, to nie dla Ciebie (właśnie dano mi do zrozumienia, że tamci, bliżej nieokreśleni ludzie to: {i tu możecie wstawić wszystko} piszą książki, latają balonem, skaczą ze spadochronu, kończą kurs fotografii kulinarnej itp., ale Ty, no weź przestań).

I taka z pozoru niewinna rozmowa powoduje, że ja osobiście zaczynam wątpić, a moje wieeelkie skrzydła zostają brutalnie podcięte. W głowie zaczynają kłębić się dziwne pytania, a w sercu zaczyna kiełkować uczucie rezygnacji. Na szczęście mi osobiście udaje się powrócić do pierwotnych planów i staram się choć próbować je realizować. Jednak znam osoby, które „zbite z tropu” zwyczajnie rezygnują. I pomimo, że ludzie Ci są ciekawi świata, otwarci na nowe wyzwania to „stoją w miejscu” właśnie przez takich „podcinaczy skrzydeł”.
Nie dajmy się, otaczajmy się ludźmi, którzy wspierają nas mimo wszystko, którzy nas dopingują, wierzą w nas i nie próbują pozbawiać radości życia. I my też starajmy się  być dla innych tymi, którzy „dodają skrzydeł”. Bo choć nie wierzę w slogan „możesz wszystko” to z całego serca wierzę w to, że możemy wiele, a nawet więcej niż myślimy.

Życzę Wam i sobie, abyśmy przeszli przez życie w towarzystwie tych, którzy kochają życie, są inspiracją i nie boją się wyzwań.



Komentarze

  1. Czasami warto zawalczyc... dla chwili satysfakcji :) i wlasnego samozadowolenia!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni się zgadzam☺dodałabym jeszcze, że czasem warto zawalczyć, aby utrzeć co niektórym nosa😉

      Usuń
    2. Oj tak zgadzam się!
      Jeśli chcesz, napisz.do mnie podam Ci zaproszenie.
      Lux.usowa@wp.pl

      Usuń
    3. Oj tak zgadzam się!
      Jeśli chcesz, napisz.do mnie podam Ci zaproszenie.
      Lux.usowa@wp.pl

      Usuń
    4. Pewnie, że chcę😉już piszę

      Usuń
  2. O i ja tak utarłam nosa niektórym 😊sprobowalam,pokazałam na co mnie stać i ...mam co wspominać:)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super☺a takie wspomnienia są niezwkle cenne w chwilach zwątpienia w swoje możliwości. Wtedy możemy przypomnieć sobie daną sytuację i już pojawia się uśmiech na twarzy☺na mnie to działa😉

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

My również idziemy do przedszkola :-)

Już niebawem wrzesień więc, jak to bywa każdego roku, to czas wzmożonej dyskusji i rozważań wśród tych, którzy po raz pierwszy posyłają swoje dzieci do przedszkola. W tym roku również w mojej rodzinie oczekujemy na to wielkie wydarzenie. Najbardziej przeżywam to oczywiście ja.  Od jakiegoś czasu wertuję internet w poszukiwaniu informacji w tym zakresie, czytam posty na lubianych przeze mnie blogach, a nawet zakupiłam, poleconą mi przez mamę z bloga tygrysmamatuitatatu.blogspot.com książkę Agnieszki Stein „Akcja adaptacja”, którą naprawdę warto przeczytać (PS. Dziękuję Ci Mamo Tygryska 😊 ). Tym sposobem zdobyłam kilka ciekawych informacji m.in. na temat wyprawki i polecanych produktów. Te moje działania troszkę mnie uspokoiły, ale nadal tkwiłam w małej panice. Powtarzałam sobie do znudzenia „Będzie dobrze”, „Nie ona pierwsza…” itp., ale jakoś nie działało to na poprawę mojego nastroju. Zaczęłam zastanawiać się dlaczego ja to tak przeżywam? W końcu naprawdę nie jestem histeryczką

Trochę to trwało, ale wracam na dobre :-) :-) :-)

No cóż, mój powrót do pracy (a było to w listopadzie😊)spowodował, że dłuuugo mnie tu nie było. Prawda jest taka, że przez te pierwsze tygodnie nie mogłam się ogarnąć. Do tego doszły przygotowania do świąt, urodziny Oli i tak zeszło mi do Nowego Roku. Końcówka roku była dla mnie bardzo intensywna i pomimo wielkiej rewolucji związanej z powrotem do pracy, nadmiaru obowiązków i pomysłów - 2018 rok powitałam w cudownym nastroju, pełna optymizmu i energii, a jednocześnie wewnętrznego spokoju. Moi Drodzy, choć to już prawie połowa stycznia to ja chciałam Wam jeszcze złożyć życzenia noworoczne. Życzę Wam przede wszystkim zdrówka, bo to wielki skarb, uśmiechu - tego naszego i tego do nas oraz radości - tej ukrytej w codzienności i tej magicznej, gdy spełnia się wielkie marzenia. A na koniec polecam książkę "Labirynt duchów" Carlosa Ruiza Zafona. Tego kto czytał "Cień wiatru" nie muszę namawiać, a tych, którzy jeszcze nie znają twórczości Zafona, a mają ochotę na wędrów

Doszłam do wniosku, że wszyscy powariowaliśmy. Ja dla siebie już szukam ratunku

Kilka dni temu spotkałam na zakupach znajomą, z którą zaczęłyśmy opowiadać sobie wrażenia z wakacji. Ona z trójką dzieci, ja z dwójką. Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że nasze dzieci są zdecydowanie nadaktywne i moja znajoma zapytała właściwie samą siebie: Dlaczego one takie są? (tzw. ruchliwe, nie do upilnowania itp.) i sama odpowiedziała sobie na to pytanie stwierdzając: Chyba dlatego, że to my jesteśmy tacy nerwowi. W drodze do domu naszła mnie refleksja i stwierdziłam, że chyba wszyscy zwariowaliśmy w tym dzisiejszym świecie. No może z jakimiś wyjątkami. Moja znajoma miała rację jesteśmy nerwowi nawet Ci, którym wydaje się że nie są. Głównie wynika to z tego, że staliśmy się zadaniowcami. Każdego dnia wyznaczamy sobie cele (od wyszorowania łazienki do przebiegnięcia 5 km), które musimy zrealizować i już ten fakt powoduje, że zaczynamy odczuwać stres, który narasta gdy napotykamy problemy na drodze do realizacji naszego celu.  Sami się nakręcamy, co obserwują nasze dzieci lub co gorsza