Przejdź do głównej zawartości

Doszłam do wniosku, że wszyscy powariowaliśmy. Ja dla siebie już szukam ratunku

Kilka dni temu spotkałam na zakupach znajomą, z którą zaczęłyśmy opowiadać sobie wrażenia z wakacji. Ona z trójką dzieci, ja z dwójką. Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że nasze dzieci są zdecydowanie nadaktywne i moja znajoma zapytała właściwie samą siebie: Dlaczego one takie są? (tzw. ruchliwe, nie do upilnowania itp.) i sama odpowiedziała sobie na to pytanie stwierdzając: Chyba dlatego, że to my jesteśmy tacy nerwowi. W drodze do domu naszła mnie refleksja i stwierdziłam, że chyba wszyscy zwariowaliśmy w tym dzisiejszym świecie. No może z jakimiś wyjątkami. Moja znajoma miała rację jesteśmy nerwowi nawet Ci, którym wydaje się że nie są. Głównie wynika to z tego, że staliśmy się zadaniowcami. Każdego dnia wyznaczamy sobie cele (od wyszorowania łazienki do przebiegnięcia 5 km), które musimy zrealizować i już ten fakt powoduje, że zaczynamy odczuwać stres, który narasta gdy napotykamy problemy na drodze do realizacji naszego celu.  Sami się nakręcamy, co obserwują nasze dzieci lub co gorsza są uczestnikami tego szaleństwa. Na własnym przykładzie wiem jak to działa. Na przykład wakacyjny wyjazd, u nas to nie jest błogie lenistwo na zasadzie jutro przy śniadaniu zdecydujemy co będziemy robić przez resztę dnia. Nie, u nas ja mam zaplanowane, że musimy zwiedzić to, zobaczyć tamto. I w konsekwencji nabijamy kilometry do tego stopnia, że pomimo objadania się smakołykami po powrocie z wakacji okazuje się, że zamiast przytyć to pogubiliśmy kilogramy w tym szaleństwie. Denerwuję się jak coś idzie nie tak, bo przecież zaplanowałam dzień tak, aby nie tracić czasu, a tu deszcz i d...pa z planów. Nie lepiej jest gdy mam wolny dzień tzn. taki dzień gdzie nie jestem nigdzie umówiona na konkretną godzinę i mogę teoretycznie dać trochę na luz. Ale nie ja, ja już kilka dni wcześniej wiem, że skoro będę miała luźniejszy dzień to zrobię to i tamto i jeszcze to, a może nawet uda mi się zrobić jeszcze owanto. I o godzinie 1.00 w nocy padając na twarz stwierdzam, że świetnie wykorzystałam swój wolny dzień. Powiem Wam, że takie nienormalne zachowanie obserwuję nie tylko u siebie, ale u większości moich znajomych i najbliższych . Na to wszystko patrzą nasze dzieci lub w tym uczestniczą, a my dziwimy się później, że one robią tysiąc rzeczy na raz i nie potrafią usiedzieć 5 sekund w jednym miejscu, a my potrafimy? A ty potrafisz? Jeśli tak to daj znać jak to robisz, będę wdzięczna😊
M.in. dlatego, aby moje dziewczyny nauczyły się odpoczywać (tak, uważam, że w dzisiejszych czasach trzeba się tego uczyć), bezsensu się nie nakręcały, potrafiły wyluzować i utrzymać równowagę psychiczną, postanowiłam szukać dla siebie ratunku. W ten sposób wyruszyłam w drogę. Jestem w drodze, która mam nadzieję zaprowadzi mnie do krainy zwanej RÓWNOWAGA, gdzie w otoczeniu moich przyjaciół, czyli spokoju, dystansu, umiarkowania w dawkowaniu sobie i najbliższym adrenaliny będę mogła jeszcze bardziej doceniać szczęście jakie mam w życiu, będę mogła pokazać moim córkom, że pomimo wszystko można i należy delektować się i cieszyć życiem, będę spokojniejsza, a mój spokój będzie udzielał się tym, którzy będę wokół mnie. Takie mam marzenie i zamierzam je spełnić. Jak to zrobię? Dziś jestem na początku drogi, zaczęłam od wprowadzania drobnych zmian w naszej diecie, rozeznaję się w temacie medytacji, medycyny naturalnej, troszkę podczytuje książki o filozofii, więcej ćwiczę i chcę zacząć biegać, czytam również bloga p. Agnieszki Maciąg, który moim zdaniem jest naprawdę ciekawy i inspirujący. Jeszcze nie pokusiłam się o zakup jednego z jej poradników, ale kto wie. Jestem bardzo ciekawa, Waszych opinii na poruszony przeze mnie temat.
Pozdrawiam

Komentarze

  1. Jestem ruchliwa, nie nerwowa ale zywotna ;) mam poukladane i poplanowane ale....bez przesady- zycie to nie ciagla gonitwa, to chwila z kawa czy wsluchiwanie sie w deszcz. Wazna jest rownowaga- tylko w ruchu byc badz tylko w niewazkosci- nie odpowiada mi ta opcja. Dzis np ucieklam na 20 min do sypialni i.....przespalam sie, mialam taka potrzebe!
    Czasami wychodzi moj egoizm - zdrowy, taki dla siebie...choc moze dzialanie zalezy od wychowania...??

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie szukam tej rownowagi i uczę się tego zdrowego egoizmu. Twoje podejście bardzo mi odpowiada - pozytywnie zazdroszczę. Masz rację, że dużo zależy od wychowania i to, ze względu na moje córcie, bardzo mnie dopinguje.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z natury jestem szybka, wiecznie w ruchu, wiecznie zajęte ręce. Ale przy Synku uczę się zwolnić i wygospodarować chwilę dla siebie, choć zwykle znajduję ją właśnie o tej godzinie 23:29 na zegarze :) Spokojnej nocy

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam milion pomysłów na minutę i zero czasu na ich realizację☺i niestety czasem mnie to zwyczajnie irytuje. Ale intensywnie nad sobą pracuję. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak gonimy nie wiadomo za czym,też tak mam,kilka rzeczy naraz robię a wystarczyłoby brać przykład choćby z męża;) Nie goni ,na spokojnie na wszystko ma czas,bez nerwów---taki to pożyje:)) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój mąż ma tak samo😉😉😉

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

My również idziemy do przedszkola :-)

Już niebawem wrzesień więc, jak to bywa każdego roku, to czas wzmożonej dyskusji i rozważań wśród tych, którzy po raz pierwszy posyłają swoje dzieci do przedszkola. W tym roku również w mojej rodzinie oczekujemy na to wielkie wydarzenie. Najbardziej przeżywam to oczywiście ja.  Od jakiegoś czasu wertuję internet w poszukiwaniu informacji w tym zakresie, czytam posty na lubianych przeze mnie blogach, a nawet zakupiłam, poleconą mi przez mamę z bloga tygrysmamatuitatatu.blogspot.com książkę Agnieszki Stein „Akcja adaptacja”, którą naprawdę warto przeczytać (PS. Dziękuję Ci Mamo Tygryska 😊 ). Tym sposobem zdobyłam kilka ciekawych informacji m.in. na temat wyprawki i polecanych produktów. Te moje działania troszkę mnie uspokoiły, ale nadal tkwiłam w małej panice. Powtarzałam sobie do znudzenia „Będzie dobrze”, „Nie ona pierwsza…” itp., ale jakoś nie działało to na poprawę mojego nastroju. Zaczęłam zastanawiać się dlaczego ja to tak przeżywam? W końcu naprawdę nie jestem histeryczką

Trochę to trwało, ale wracam na dobre :-) :-) :-)

No cóż, mój powrót do pracy (a było to w listopadzie😊)spowodował, że dłuuugo mnie tu nie było. Prawda jest taka, że przez te pierwsze tygodnie nie mogłam się ogarnąć. Do tego doszły przygotowania do świąt, urodziny Oli i tak zeszło mi do Nowego Roku. Końcówka roku była dla mnie bardzo intensywna i pomimo wielkiej rewolucji związanej z powrotem do pracy, nadmiaru obowiązków i pomysłów - 2018 rok powitałam w cudownym nastroju, pełna optymizmu i energii, a jednocześnie wewnętrznego spokoju. Moi Drodzy, choć to już prawie połowa stycznia to ja chciałam Wam jeszcze złożyć życzenia noworoczne. Życzę Wam przede wszystkim zdrówka, bo to wielki skarb, uśmiechu - tego naszego i tego do nas oraz radości - tej ukrytej w codzienności i tej magicznej, gdy spełnia się wielkie marzenia. A na koniec polecam książkę "Labirynt duchów" Carlosa Ruiza Zafona. Tego kto czytał "Cień wiatru" nie muszę namawiać, a tych, którzy jeszcze nie znają twórczości Zafona, a mają ochotę na wędrów