Przejdź do głównej zawartości

Postanowienie noworoczne, które u mnie zawsze się sprawdza

Co tu dużo pisać - oczywiście chodzi o to, że na bank schudnę😁

A tak bardziej na poważnie to należę do tej grupy osób, dla których wraz z końcem roku kończy się jakiś etap w życiu. Lubię w tych dniach "okołonoworocznych" (chyba wymyśliłam właśnie nowe słowo) robić małe podsumowania i planować. I właśnie to planowanie jest moim corocznym postanowieniem noworocznym, które wierzcie mi naprawdę się sprawdza.

Ale wiecie jak to jest z tymi planami, najczęściej mało z nich zostaje zrealizowane. Dlatego moje planowanie to nie są, jakże wspaniałe marzenia typu: schudnę 10 kg i nigdy już nie przytyję, codziennie przebiegnę 10 km, nigdy już nie dam się nikomu wyprowadzić z równowagi itp.

Ja planuję krótkoterminowo i realnie. Moje plany sięgają najczęściej około tygodnia. Np. w tym tygodniu zaplanowałam sobie, że codziennie wieczorem będę ćwiczyć na steperze 30 min. i przeczytam choć kilka stron książki.  I udało się. Przyszły tydzień: steper co drugi dzień, w pozostałe dni zamierzam poświecić się mojemu ukochanemu hobby haftowi krzyżykowemu i oczywiście każdego dnia książka (mobilizuje mnie obiecana recenzja). Planuję też weekendy, ale tutaj zdarza mi się planować z dużym wyprzedzeniem, bo np. przeglądam repertuar teatrów, czy kin lub rezerwuję jakieś noclegi. Ktoś powie: Wielkie mi plany ha, ha. Owszem, nie jest to planowanie podróży dookoła świata, jednak dla mnie i dla mojej rodziny jest to coś więcej, otóż taki system pozwala mi nie przepuszczać czasu przez palce. Zauważyłam, że jeśli nie założę sobie czegoś to mimo tego, że cały czas coś robię, jestem zajęta i w biegu to działam tak jakoś chaotycznie i bez większych efektów. U mnie planowanie krótkoterminowe się sprawdza i przynosi satysfakcję. Oczywiście zdarza mi się dzień, że odpuszczam sobie, ale pomimo tego i tak mam efekty.

Jestem ciekawa, czy Wy lubicie planować i co Wam z tego wychodzi, czy wręcz przeciwnie macie w nosie planowanie i skuteczniejsze patenty na osiąganie efektów.


A na zdjęciu mój plan na przyszły tydzień😉





Pozdrawiam
Pasjo(m)atka😊






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

My również idziemy do przedszkola :-)

Już niebawem wrzesień więc, jak to bywa każdego roku, to czas wzmożonej dyskusji i rozważań wśród tych, którzy po raz pierwszy posyłają swoje dzieci do przedszkola. W tym roku również w mojej rodzinie oczekujemy na to wielkie wydarzenie. Najbardziej przeżywam to oczywiście ja.  Od jakiegoś czasu wertuję internet w poszukiwaniu informacji w tym zakresie, czytam posty na lubianych przeze mnie blogach, a nawet zakupiłam, poleconą mi przez mamę z bloga tygrysmamatuitatatu.blogspot.com książkę Agnieszki Stein „Akcja adaptacja”, którą naprawdę warto przeczytać (PS. Dziękuję Ci Mamo Tygryska 😊 ). Tym sposobem zdobyłam kilka ciekawych informacji m.in. na temat wyprawki i polecanych produktów. Te moje działania troszkę mnie uspokoiły, ale nadal tkwiłam w małej panice. Powtarzałam sobie do znudzenia „Będzie dobrze”, „Nie ona pierwsza…” itp., ale jakoś nie działało to na poprawę mojego nastroju. Zaczęłam zastanawiać się dlaczego ja to tak przeżywam? W końcu naprawdę nie jestem histeryczką

Trochę to trwało, ale wracam na dobre :-) :-) :-)

No cóż, mój powrót do pracy (a było to w listopadzie😊)spowodował, że dłuuugo mnie tu nie było. Prawda jest taka, że przez te pierwsze tygodnie nie mogłam się ogarnąć. Do tego doszły przygotowania do świąt, urodziny Oli i tak zeszło mi do Nowego Roku. Końcówka roku była dla mnie bardzo intensywna i pomimo wielkiej rewolucji związanej z powrotem do pracy, nadmiaru obowiązków i pomysłów - 2018 rok powitałam w cudownym nastroju, pełna optymizmu i energii, a jednocześnie wewnętrznego spokoju. Moi Drodzy, choć to już prawie połowa stycznia to ja chciałam Wam jeszcze złożyć życzenia noworoczne. Życzę Wam przede wszystkim zdrówka, bo to wielki skarb, uśmiechu - tego naszego i tego do nas oraz radości - tej ukrytej w codzienności i tej magicznej, gdy spełnia się wielkie marzenia. A na koniec polecam książkę "Labirynt duchów" Carlosa Ruiza Zafona. Tego kto czytał "Cień wiatru" nie muszę namawiać, a tych, którzy jeszcze nie znają twórczości Zafona, a mają ochotę na wędrów

Doszłam do wniosku, że wszyscy powariowaliśmy. Ja dla siebie już szukam ratunku

Kilka dni temu spotkałam na zakupach znajomą, z którą zaczęłyśmy opowiadać sobie wrażenia z wakacji. Ona z trójką dzieci, ja z dwójką. Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że nasze dzieci są zdecydowanie nadaktywne i moja znajoma zapytała właściwie samą siebie: Dlaczego one takie są? (tzw. ruchliwe, nie do upilnowania itp.) i sama odpowiedziała sobie na to pytanie stwierdzając: Chyba dlatego, że to my jesteśmy tacy nerwowi. W drodze do domu naszła mnie refleksja i stwierdziłam, że chyba wszyscy zwariowaliśmy w tym dzisiejszym świecie. No może z jakimiś wyjątkami. Moja znajoma miała rację jesteśmy nerwowi nawet Ci, którym wydaje się że nie są. Głównie wynika to z tego, że staliśmy się zadaniowcami. Każdego dnia wyznaczamy sobie cele (od wyszorowania łazienki do przebiegnięcia 5 km), które musimy zrealizować i już ten fakt powoduje, że zaczynamy odczuwać stres, który narasta gdy napotykamy problemy na drodze do realizacji naszego celu.  Sami się nakręcamy, co obserwują nasze dzieci lub co gorsza