Przejdź do głównej zawartości

My również idziemy do przedszkola :-)



Już niebawem wrzesień więc, jak to bywa każdego roku, to czas wzmożonej dyskusji i rozważań wśród tych, którzy po raz pierwszy posyłają swoje dzieci do przedszkola. W tym roku również w mojej rodzinie oczekujemy na to wielkie wydarzenie. Najbardziej przeżywam to oczywiście ja. 
Od jakiegoś czasu wertuję internet w poszukiwaniu informacji w tym zakresie, czytam posty na lubianych przeze mnie blogach, a nawet zakupiłam, poleconą mi przez mamę z bloga tygrysmamatuitatatu.blogspot.com książkę Agnieszki Stein „Akcja adaptacja”, którą naprawdę warto przeczytać (PS. Dziękuję Ci Mamo Tygryska 😊). Tym sposobem zdobyłam kilka ciekawych informacji m.in. na temat wyprawki i polecanych produktów. Te moje działania troszkę mnie uspokoiły, ale nadal tkwiłam w małej panice. Powtarzałam sobie do znudzenia „Będzie dobrze”, „Nie ona pierwsza…” itp., ale jakoś nie działało to na poprawę mojego nastroju. Zaczęłam zastanawiać się dlaczego ja to tak przeżywam? W końcu naprawdę nie jestem histeryczką! Ale może jestem nadopiekuńcza? Matka kwoka ze mnie? Wymyślam sobie problemy? Ta moja córcia chyba faktycznie się nie nadaje? I nagle oświeciło mnie. EUREKA. Tak, to ja sama instytucję przedszkola zdemonizowałam we własnej głowie i stąd te moje lęki. Jakimś dziwnym sposobem z góry założyłam, że będą problemy. 
A przecież tak naprawdę przedszkole to fajna przygoda, pierwsze przyjaźnie, a niekiedy i miłości, super zabawy, bo panie przedszkolanki to bardzo kreatywne kobietki, występy, wycieczki, możliwość spotykania ludzi wykonujących różnorodne zawody np. górnika. I przyznam Wam, że to mi pomogło. Dziś jak patrzę na moją córcię to wiem, że w jej życiu zaczyna się pełen przygód etap. Oczywiście nie jestem, aż tak naiwna aby nie zdawać sobie sprawy z tego, że w końcu jakiś kryzys nadejdzie, ale wierzę że wspólnie damy radę.   
Mojej córci i wszystkim przedszkolakom życzę, aby ten czas spędzony w przedszkolu był czasem wypełnionym uśmiechem, radością, życzliwością, zrozumieniem, ciekawymi wyzwaniami, rozwijającymi zabawami, i aby w przyszłości czas ten zamienił się w cudowne wspomnienia.


A na zdjęciu praca plastyczna mojej córci, która to już niebawem dołączy do zacnego grona przedszkolaków. Ola od niedawna bardzo interesuje się literkami i bardzo chce się nauczyć pisania literki O 😊 W związku z tym wymyśliłam taką prostą wyklejankę, którą polecam mniejszym dzieciom. Literki wykleiłam taśmą dwustronną, aby w łatwy sposób Ola mogła przyklejać kolorowy papier. Te niebieskie bazgrołki to literka O 😊 w wykonaniu mojej Oli.
Mam jeszcze kilka naprawdę fajnych zabaw w poznawanie literek i mam nadzieję, że już niebawem podzielę się nimi z Wami na blogu.

Pozdrawiam


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trochę to trwało, ale wracam na dobre :-) :-) :-)

No cóż, mój powrót do pracy (a było to w listopadzie😊)spowodował, że dłuuugo mnie tu nie było. Prawda jest taka, że przez te pierwsze tygodnie nie mogłam się ogarnąć. Do tego doszły przygotowania do świąt, urodziny Oli i tak zeszło mi do Nowego Roku. Końcówka roku była dla mnie bardzo intensywna i pomimo wielkiej rewolucji związanej z powrotem do pracy, nadmiaru obowiązków i pomysłów - 2018 rok powitałam w cudownym nastroju, pełna optymizmu i energii, a jednocześnie wewnętrznego spokoju. Moi Drodzy, choć to już prawie połowa stycznia to ja chciałam Wam jeszcze złożyć życzenia noworoczne. Życzę Wam przede wszystkim zdrówka, bo to wielki skarb, uśmiechu - tego naszego i tego do nas oraz radości - tej ukrytej w codzienności i tej magicznej, gdy spełnia się wielkie marzenia. A na koniec polecam książkę "Labirynt duchów" Carlosa Ruiza Zafona. Tego kto czytał "Cień wiatru" nie muszę namawiać, a tych, którzy jeszcze nie znają twórczości Zafona, a mają ochotę na wędrów

Doszłam do wniosku, że wszyscy powariowaliśmy. Ja dla siebie już szukam ratunku

Kilka dni temu spotkałam na zakupach znajomą, z którą zaczęłyśmy opowiadać sobie wrażenia z wakacji. Ona z trójką dzieci, ja z dwójką. Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że nasze dzieci są zdecydowanie nadaktywne i moja znajoma zapytała właściwie samą siebie: Dlaczego one takie są? (tzw. ruchliwe, nie do upilnowania itp.) i sama odpowiedziała sobie na to pytanie stwierdzając: Chyba dlatego, że to my jesteśmy tacy nerwowi. W drodze do domu naszła mnie refleksja i stwierdziłam, że chyba wszyscy zwariowaliśmy w tym dzisiejszym świecie. No może z jakimiś wyjątkami. Moja znajoma miała rację jesteśmy nerwowi nawet Ci, którym wydaje się że nie są. Głównie wynika to z tego, że staliśmy się zadaniowcami. Każdego dnia wyznaczamy sobie cele (od wyszorowania łazienki do przebiegnięcia 5 km), które musimy zrealizować i już ten fakt powoduje, że zaczynamy odczuwać stres, który narasta gdy napotykamy problemy na drodze do realizacji naszego celu.  Sami się nakręcamy, co obserwują nasze dzieci lub co gorsza