Przejdź do głównej zawartości

Zabawy z trzylatką w towarzystwie młodszej siostry

Z trzyletnim dzieckiem to już można poszaleć w świecie zabaw kreatywnych. Taka osóbka już raczej nie będzie miała niepohamowanej ochoty na skosztowanie kleju, czy farby lub wymalowania całego domu mazakiem, który jakimś cudem wpadł w jej rączki. Choć zdaję sobie sprawę, że są wyjątki😉

Z takim dzieckiem możemy zanurzyć się w świecie fantazji i tworzyć, tworzyć, a jedyne co nas może zatrzymać to brak weny i ...młodsze rodzeństwo😉

U nas taka sytuacja...trzylatka i półtoraroczna siostrzyczka. Zabawy trzeba tak wymyślać, aby "był wilk syty, owca cała i matka nie zwariowała".

Tańce, śpiewy i wygłupu 
Zabawa, która sprawdza się zawsze i w każdym wieku, a przy tym jest szansa, że się zmęczą i pójdą wcześniej spać..taaa raczej rozkręcą i do północy z głowy. A tak na poważnie takie spędzanie czasu z dziećmi nie tylko rozwija w nich poczucie rytmu, ale to fajne ćwiczenie fizyczne, trenowanie pamięci i przyjemna nauka np. języka angielskiego.

Puzzle, klocki 
My darzymy miłością absolutną. Czego dzieci w różnym wieku mogą się nauczyć od siebie nawzajem - starsze cierpliwości i wyrozumiałości, gdy po raz setny to młodsze wpada jak tornado i rozwala piękny zamek z klocków tuż przed samym końcem. A młodsze zasad, czyli tego o co w tym wszystkim chodzi - chociażby tego, że należy dopasować wszystkie puzzle, aby podziwiać efekt.

Wydzieramy, wycinamy
Moim zdaniem tu możemy szaleć do woli, nawet z tym wycinaniem, w dobie nożyczek z plastiku. Jedyne zagrożenie stanowi klej, który może zostać skonsumowany przez najmłodszych uczestników zabawy i bałagan w całym domu w postaci poroznoszonych kawałków kolorowego papieru, powtykanych gdzie tylko się da. Zamiast kleju fajnie sprawdza się taśma dwustronna.


Ciastolina, masa solna itp.
U nas kolejny hit. Jeszcze kilka miesięcy temu młodsza córcia dostawała tylko pudełeczka po ciastolinie do zabawy, gdy starsza faktycznie się nią bawiła, ale od kilku tygodni już bez większych obaw bawią się razem i młodsza obserwując starszą załapała szybko o co chodzi. Co do masy solnej, to tu zawsze miałam mniejsze obawy co do tego, że może zostać zjedzona, bo jak wiadomo jej skład nie przeraża, ale zainteresowanie było bardzo średnie. A w tym tygodniu, już z braku pomysłów postanowiłam ponownie spróbować i to był strzał w dziesiątkę. Wierzcie mi półtoraroczne dziecko świetnie daje radę z masą solną i ma mega radochę.

Każde bawi się w coś innego:-) 
To wtedy, gdy starsza woła np.: Mama farby😉😉😉 Wówczas wszelka twórczość odbywa się przy wysokim stole kuchennym, a młodsza siostra w tym czasie demoluje pozostałą część domu.


Pozdrawiam
Pasjo(m)atka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

My również idziemy do przedszkola :-)

Już niebawem wrzesień więc, jak to bywa każdego roku, to czas wzmożonej dyskusji i rozważań wśród tych, którzy po raz pierwszy posyłają swoje dzieci do przedszkola. W tym roku również w mojej rodzinie oczekujemy na to wielkie wydarzenie. Najbardziej przeżywam to oczywiście ja.  Od jakiegoś czasu wertuję internet w poszukiwaniu informacji w tym zakresie, czytam posty na lubianych przeze mnie blogach, a nawet zakupiłam, poleconą mi przez mamę z bloga tygrysmamatuitatatu.blogspot.com książkę Agnieszki Stein „Akcja adaptacja”, którą naprawdę warto przeczytać (PS. Dziękuję Ci Mamo Tygryska 😊 ). Tym sposobem zdobyłam kilka ciekawych informacji m.in. na temat wyprawki i polecanych produktów. Te moje działania troszkę mnie uspokoiły, ale nadal tkwiłam w małej panice. Powtarzałam sobie do znudzenia „Będzie dobrze”, „Nie ona pierwsza…” itp., ale jakoś nie działało to na poprawę mojego nastroju. Zaczęłam zastanawiać się dlaczego ja to tak przeżywam? W końcu naprawdę nie jestem histeryczką

Trochę to trwało, ale wracam na dobre :-) :-) :-)

No cóż, mój powrót do pracy (a było to w listopadzie😊)spowodował, że dłuuugo mnie tu nie było. Prawda jest taka, że przez te pierwsze tygodnie nie mogłam się ogarnąć. Do tego doszły przygotowania do świąt, urodziny Oli i tak zeszło mi do Nowego Roku. Końcówka roku była dla mnie bardzo intensywna i pomimo wielkiej rewolucji związanej z powrotem do pracy, nadmiaru obowiązków i pomysłów - 2018 rok powitałam w cudownym nastroju, pełna optymizmu i energii, a jednocześnie wewnętrznego spokoju. Moi Drodzy, choć to już prawie połowa stycznia to ja chciałam Wam jeszcze złożyć życzenia noworoczne. Życzę Wam przede wszystkim zdrówka, bo to wielki skarb, uśmiechu - tego naszego i tego do nas oraz radości - tej ukrytej w codzienności i tej magicznej, gdy spełnia się wielkie marzenia. A na koniec polecam książkę "Labirynt duchów" Carlosa Ruiza Zafona. Tego kto czytał "Cień wiatru" nie muszę namawiać, a tych, którzy jeszcze nie znają twórczości Zafona, a mają ochotę na wędrów

Doszłam do wniosku, że wszyscy powariowaliśmy. Ja dla siebie już szukam ratunku

Kilka dni temu spotkałam na zakupach znajomą, z którą zaczęłyśmy opowiadać sobie wrażenia z wakacji. Ona z trójką dzieci, ja z dwójką. Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że nasze dzieci są zdecydowanie nadaktywne i moja znajoma zapytała właściwie samą siebie: Dlaczego one takie są? (tzw. ruchliwe, nie do upilnowania itp.) i sama odpowiedziała sobie na to pytanie stwierdzając: Chyba dlatego, że to my jesteśmy tacy nerwowi. W drodze do domu naszła mnie refleksja i stwierdziłam, że chyba wszyscy zwariowaliśmy w tym dzisiejszym świecie. No może z jakimiś wyjątkami. Moja znajoma miała rację jesteśmy nerwowi nawet Ci, którym wydaje się że nie są. Głównie wynika to z tego, że staliśmy się zadaniowcami. Każdego dnia wyznaczamy sobie cele (od wyszorowania łazienki do przebiegnięcia 5 km), które musimy zrealizować i już ten fakt powoduje, że zaczynamy odczuwać stres, który narasta gdy napotykamy problemy na drodze do realizacji naszego celu.  Sami się nakręcamy, co obserwują nasze dzieci lub co gorsza